Iris Murdoch – świetna pisarka filozoficzna

ks. Jan Sochoń

Doczekaliśmy się wreszcie miarodajnego wyboru eseistyki Iris Murdoch, brytyjskiej pisarki i filozofki pochodzenia irlandzkiego urodzonej w Dublinie, znanej w Polsce lepiej z twórczości powieściowej aniżeli ściśle filozoficznej. Należała do grona najbardziej poczytnych autorów kręgu tworzonego przez myślicieli przynależnych do szeroko rozumianej filozofii analitycznej, zwłaszcza pozostających pod urokiem myśli Wittgensteina, mimo że sama dystansowała się od procedur typowych dla tej formacji intelektualnej. Studiowała historię starożytną, filologię klasyczną, filozofię, ale gros czasu poświęcała na pisarstwo literackie, nie wyłączając tekstów poświęconych prozie artystycznej, poezji, udramatyzowanych dialogów czy librett operowych. Dzisiaj jej powieści tracą na popularności, choć są godne należytej lektury, tym bardziej że wiele tam odniesień do treści rozważanych przez nią w pismach rdzennie filozoficznych.

Murdoch była osobą wpływową, wiodącą burzliwe życie towarzyskie przesiąknięte romansami i swobodą obyczajową. Podczas wojny poddała się powabom komunizmu, który w końcu porzuciła na rzecz historii filozofii, moralności i etyki ujmowanych w powiązaniu z literaturą odsłaniającą pewne aspekty osobowego istnienia człowieka. Napisała pierwszą w języku angielskim monografię poświęconą dziełom Sartre’a, z których wymową stale polemizowała. Budowała swoją filozofię w krytycznym dialogu z tradycją grecką (Platon), kantowską, postulatami brytyjskich analityków oraz wspomnianym egzystencjalizmem. Za młodu angażowała się w działalność społeczno-polityczną, pracowała w agendach państwowych, ONZ-towskich, prowadziła wykłady uniwersyteckie, łącząc aktywność literacką z dyskursem akademickim. Wielokrotnie nagradzana (za powieść Morze, morze otrzymała Nagrodę Bookera), doceniana i honorowana (nosiła tytuł Damy Komandora za zasługi dla literatury). Pod koniec życia chorowała na alzheimera. Zmarła w roku 1999 w Oksfordzie.

Polskie wydanie jej esejów nosi tytuł Przeciw oschłości. Być może dlatego, żeby przeciwstawić jej eseistykę ścisłemu i właśnie oschłemu stylowi wypowiedzi filozofów anglosaskich, nastawionych na analizy pojęciowe i opisy językowej warstwy rzeczywistości, często podających w wątpliwość istnienie tak zwanych bytów metafizycznych. Murdoch naturalnie nie stroniła od precyzji językowej, starała się ujawniać argumentacje prezentowane przez konkretnych filozofów, a i sama szanowała język, dzięki któremu można przedstawiać przygodne szczegóły, uniwersalne prawdy oraz to, czego nie sposób bezpośrednio uchwycić dyskursywnie, ale w projektach artystycznych zdaje się to możliwe. Słowa przecież zarówno determinują sens, jak i pod wpływem nowego doświadczenia prowadzą do odnowy słów. Dlatego w przypadku Murdoch literatura i filozofia wzajemnie na siebie wpływały i wzajem się warunkowały. Głównym zaś przedmiotem zainteresowania uczyniła ona relacje między religią i moralnością, sztuką i egzystencją, stanowiące niejako przedpole (w rozumieniu platońskim) świata wyzutego z metafizycznej mądrości, znaczenia oraz bez szans na jedność, ponieważ zdobycze naukowe, przemiany antropologiczne odsunęły na bok dogmaty, obrazy i nakazy religii. Teologia pozbawiona podłoża filozoficznego niemal wygasła. Na szczęście jednak pozostały przyjemności natury moralnej. One to stały się motorem napędowym uczonych zamysłów autorki Mędrców i kochanków.

Czytając poszczególne eseje zawarte w omawianym zbiorze, powoli odsłaniamy całościowy zamysł Murdoch na kwestię filozofii moralności, następnie zaś na zagadnienia europejskiej powieści, kantowskiej kategorii wzniosłości i piękna, jak też sztuki, która okazuje się sprzymierzeńcem etyki, gdyż skupia uwagę na rzeczach pobudzających do zachwytu, podobnie jak etyka zauważa człowieka potrzebującego wsparcia. Pozostałe teksty przywołują fakty z przeszłości: problem sztuki naśladującej naturę, ideę doskonałości, pytanie o przyczyny niechęci Platona do poetów i – poza wyjątkami – poezji w ogóle. Całość wieńczą dwa dialogi w stylu platońskim poświęcone sztuce i religii. Co zatem wyróżnia filozoficzne stanowisko Murdoch?

Przede wszystkim krytyka przedstawicieli brytyjskiej filozofii moralnej, począwszy od George’a Moore’a, za usunięcie metafizyki z etyki, antyscjentyzm, odrzucenie humowskiej psychologii moralnej, akceptacja klasycznej teorii cnoty oraz podkreślanie ważności życia wewnętrznego w postępowaniu moralnym. Wynikiem tego sprzeciwu stało się postawienie przez Murdoch w centrum własnych zainteresowań moralności, która nie jest już, jak to było u Kanta i Sartre’a, sprawą wolnej woli, ale raczej odpowiedniego widzenia świata. Jego celem okazuje się absolutne, niedefiniowalne, samo siebie uzasadniające Dobro, pojęte ontologicznie, co oznacza, że musi ono istnieć jako idealne wcielenie doskonałości, pozostając warunkiem możliwości każdego poznania. Murdoch za Platonem porównuje owo absolutne Dobro do słońca, w świetle którego ludzie podejmują osobiste wybory, tworzą realizowaną przez samych siebie drabinę aksjologiczną. Wobec tego każda percepcja rzeczywistości musi nosić znamiona faktu moralnego powiązanego ze świadomością. Toteż jej wersja filozofii moralnej oznakowana została pytaniem: co znaczy być dobrym? Odpowiedź wspiera się na rusztowaniu utworzonym przez następujące pojęcia: percepcja, widzenie, wizja, wyobraźnia i uwaga. Tę ostatnią przejęła Murdoch z pism Simone Weil, które stały się dla niej ważnym punktem odniesienia. Dzięki przywołanym terminom człowiek zyskuje narzędzia umożliwiające poruszanie się w sferze zasad i wartości moralnych.

A skoro etyka jest nieodłączna od religii, to jak tę ostatnią należy rozumieć? Otóż, w kwestiach światopoglądowych Murdoch opowiadała się za dziwaczną wersją „chrześcijańskiego buddyzmu”, negowała dogmatyczny rdzeń katolicyzmu, nie uznawała w Chrystusie Boga, odsuwając poza obszar zainteresowania kategorię zbawienia. W zamian proponowała rozumienie mistyki jako niejasnej wiary w realność Dobra, które idzie przed bytem. A skoro tak, to miejsce chrześcijańskiego Boga powinna zająć, jej zdaniem, pewnego rodzaju religia ograniczona do potencjału tkwiącego w samym człowieczeństwie, jego duchowej sile i wrażliwości. Chodzi o religijność pozbawioną prostych, zapewniających poczucie bezpieczeństwa związków z tradycyjną moralnością. Ominięcie konwencjonalnych pułapek stawianych przez wiarę w Stwórcę wszechrzeczy i wejście w sferę ducha, wzmacnianą przez arcydzieła literatury i sztuki tworzone przez pisarzy-mistyków, którzy nie muszą być dobrymi ludźmi; ważne, żeby pozostawali dobrymi pisarzami, umiejącymi zagospodarowywać pusty plac po chrześcijańskiej ortodoksji. Wystarcza bowiem samo Dobro odsłaniające szansę bycia dla siebie i dla innych. Bez żadnych religijnych motywacji. Murdoch przeto godziła się z przekonaniem, że spotykamy ludzi, na których nie pada żaden promień światła.