Esperanza znaczy nadzieja

Jolanta Kossakowska

Ubrany w pasiaste rajtuzy jegomość w berecie zastygł na monocyklu. Patrzy gdzieś w bok. Nie uśmiecha się. Mały piesek przygląda mu się bacznie, z nadzieją. Może wreszcie spotkał przyjaciela. W oddali – morze, a za nim – wielki świat. Postać na monocyklu jest sztukmistrzem, ma na imię Halidon i nigdy się nie uśmiecha. Nie ufa ludziom, tak jak większość ludzi nie ufa Halidonowi. Poznał kawałek świata, wędrując po miastach i wsiach, żonglując i pokazując sztuczki. Czasem pracował w cyrku, a czasem włóczył się sam. Często musiał się kryć przed złem i ludzkim bezmyślnym okrucieństwem. Mały człowieczek z wielkim nosem wydaje się niektórym śmieszny. Łatwo staje się ofiarą kpin i złośliwych żartów. Któż by chciał zaprzyjaźnić się z Halidonem? Jest taki ktoś – to Kapitan. Wielki marzyciel. A ponieważ wielkie marzenia mogą się skończyć wielkim fiaskiem, tak jak szalone pomysły inscenizacyjne dyrektora wędrownego cyrku, to niekiedy trzeba je porzucić, by oddać się wspomnieniom o dalekich podróżach i ciepłych morzach. Można też stworzyć sobie całkiem przytulny, skromny mikroświat w zimnym portowym mieście. I wtedy jest po prostu dobrze, zwłaszcza jeśli ma się u boku prawdziwego przyjaciela.

Halidon i Kapitan stanowią osobliwy zestaw: pokraczny, skryty milczek i przystojny, postawny mężczyzna, którego wszyscy wokół znają i uwielbiają. Ale zaraz… gdzie się podział pies? Lub może raczej, od początku – gdzie się podział Kapitan? Przecież powinien był już wrócić do domu! Halidon jest coraz bardziej zaniepokojony. Ten niepokój gęstnieje jak mrok w portowej dzielnicy, aż wreszcie maleńka postać zarzuca na ramię monocykl i wyrusza na poszukiwanie.

Esperanza to książka Jakoba Wegeliusa, znanego polskim czytelnikom oraz sympatykom wydawnictwa „Zakamarki” jako autor m.in. przepięknej Legendy o Sally Jones. Zresztą obie te książki są przez Wegeliusa napisane oraz zilustrowane (i wspaniale przetłumaczone przez Agnieszkę Stróżyk), a tego stylu i przenikliwości po prostu się nie zapomina. Chociaż słowo esperanza oznacza nadzieję, a po balladzie dla dzieci można by się spodziewać rozśpiewanej przygodowej opowieści, to w książkach Wegeliusa sporo jest mroku i niepokoju. Jednak, co niezwykłe i co stanowi ogromną wartość twórczości tego autora, blask i światło, które znienacka rozświetlają ciemność, przynoszą pokrzepienie i skutecznie rozgrzewają serce czytelnika.

A gdzie się podział pies? Pies przyczepił się do Halidona już na samym początku jego nocnej tułaczki po mieście, niczym osioł do Shreka. Do tego gadał niemal bez przerwy i nie odstępował Halidona na krok. Bardzo chciał mieć przyjaciela, taki był interesowny. Bezczelnie spał w czapce, którą Kapitan zgubił w parku. Robił hałas wtedy, kiedy trzeba się było schronić przed złymi ludźmi, od których, jak wiadomo, aż roi się w portowych miastach. Wpędził Halidona w jeszcze większe tarapaty. Taki był z niego kandydat na przyjaciela. Mimo to niestrudzenie patrzył na człowieczka z monocyklem z niegasnącą nadzieją.

Poszukiwania zaginionego kapitana nie były łatwe. Zimowa noc nie sprzyjała dobrym przygodom. Przedziwnym towarzyszom zawsze udawało się uniknąć złego losu, ale obaj najedli się strachu. Pieskowi towarzyszyła nadzieja, a w Halidonie narastała rozpacz i przekonanie, że Kapitan opuścił go bez słowa na zawsze, by wyruszyć w morze, w pogoni za swoimi marzeniami, na pokładzie statku Esperanza.

Opowieść autorstwa Wegeliusa mówi między innymi o wewnętrznej walce ze zwątpieniem, z którą każdy się czasem zmaga. Świat, który odmalowuje Wegelius, nie jest ani słodki, ani bajkowy, choć pojawiają się w nim cudowne bajkowe elementy. Trudno też określić, w jakich czasach rozgrywa się cała ta historia od zmierzchu do świtu. W mieście jest tramwaj, jest knajpa z płytami, z których tęsknie płynie w noc amerykański jazz. Ale są też schody, skrzypiące głośno jak w petersburskich kamienicach z dziewiętnastowiecznych powieści dla znacznie starszych czytelników. Tak przedstawione miasto zyskuje ponadczasowość. Miejsca, takie jak doki portowe, latarnia morska, ciemne zakamarki czy arystokratyczne pałace kryjące jaskinie hazardu oraz morze, otulone mrokiem zimowej nocy, pełne obietnic o dalekich podróżach, pobudzają czytelniczą wyobraźnię niezależnie od czasów, w których zakotwiczona została opowieść. Na koniec wróćmy do Kapitana. Czy się odnalazł? Dlaczego w ogóle zniknął? Czy słusznie jest tracić nadzieję? Zamiast zatracać się w pytaniach i zwątpieniu, polecam oddać się przepięknej lekturze Esperanzy.